Rodzicielski kontroling, czyli co z tym zaufaniem?
2011/9/22 17:10:00
Badania Komisji Europejskiej ujawniły, że tylko jedna czwarta rodziców kontroluje, filtruje lub blokuje strony internetowe zawierające niebezpieczne dla ich dzieci treści. Aż 70% ankietowanych opiekunów rozmawia z pociechami na temat ich aktywności w sieci. Jednak czy w świecie niemal „zinformatyzowanego dzieciństwa” tradycyjne pogadanki wystarczą?
Rodzic jak e-detektyw
Monitoring w przedszkolach i podgląd video z dnia przedszkolaka w Internecie, nowoczesne programy przeznaczone do kontroli rodzicielskiej, które filtrują lub blokują konkretne treści dostępne w sieci to powszechne narzędzia pomagające śledzić poczynania dzieci w internetowym świecie. O ile artykuły i zdjęcia nieodpowiednie dla dzieci i młodzieży można zablokować instalując program na komputerze, o tyle dużo trudniej jest kontrolować aktywność dziecka, korzystającego z Internetu przy pomocy telefonów komórkowych i smartfonów. A co czwarte dziecko w Europie właśnie w ten sposób korzysta z sieci. Absolutnym hitem jest z kolei GPS w telefonach, czyli geolokalizacja własnego dziecka. Taka funkcja umożliwia sprawdzenie, gdzie dokładnie się ono znajduje, jak daleko od domu lub szkoły.
Placówki edukacyjne również wychodzą naprzeciw oczekiwaniom rodziców, wprowadzając System Kontroli Frekwencji, czyli tak zwane e-dzienniki. Taki program, ku zadowoleniu rodziców, wdraża coraz więcej szkół. Z badań udostępnionych przez Wydawnictwo LIBRUS przeprowadzonych na reprezentatywnej grupie rodziców wynika, że rodzice bardzo wysoko oceniają możliwość internetowej komunikacji ze szkołą i całodobowy dostęp do ocen i frekwencji swoich podopiecznych. Jak wynika z raportu LIBRUSA aż 85% rodziców przyznało, że dzięki e-dziennikom ma lepszą wiedzę o postępach dziecka w nauce, a 70% uważa, że taki system kontroli przyczynił się do ograniczenia popularnych wagarów. Dzięki e-dziennikom rodzice mogą łatwiej dyscyplinować swoje dzieci i kontrolować ich zachowanie w szkole. To dowód na to, że taki system kontroli rodzicielskiej się sprawdza.
Co z tym zaufaniem?
Nowe technologie to sprzymierzeńcy współczesnych rodziców. Osiągnięcia techniki stanowią wielkie udogodnienie w kontroli rodzicielskiej. Jednak czy kontrola dzieci z wykorzystaniem Internetu, nowoczesnego oprogramowania i skomplikowanych systemów jest wykorzystywana właściwie? Gdzie jest granica kontroli i jak znaleźć złoty środek pomiędzy zaufaniem do dziecka a obsesyjnym monitorowaniem ich dzieciństwa?
– Fundamentalnym prawem i obowiązkiem rodziców jest czuwanie nad swoim dzieckiem. Wykorzystywanie nowoczesnych nośników świadczy o otwartości na wiedzę i postęp – podkreśla Sławomir Wolniak, lekarz psychiatra, ordynator Kliniki Wolmed w Dubiu k. Bełchatowa. – Jednak jeśli forma czuwania przemieni się w rodzaj nadmiernego nadzoru, demonstracji panowania nad młodym człowiekiem, nieszanowania jego autonomii, oczekiwań i narzucanie swojej władzy, może przynieść skutki inne od oczekiwanych. Uruchamia mechanizmy oporu, buntu i samoobrony, prowokuje do kłamstw i krętactwa. Dziecko, które czuje się niesprawiedliwie traktowane, poddawane psychicznemu terrorowi jakim jest nadopiekuńczość, może reagować wzmożoną agresywnością, nadmiernym napięciem i skłonnościami depresyjnymi. Tłumione lęki, złość i bezsilność mogą skutkować zaburzeniami psychopatycznymi w dorosłym życiu – dodaje dr Wolniak.
Dlatego każda forma opieki nad dzieckiem musi być zrównoważona. Warto jednak pamiętać, że rodzice, którzy rezygnują z konsekwentnego nadzoru i dyscyplinowania pociechy na rzecz wychowania bezstresowego, albo dla własnej wygody, narażają się na równie bolesne doświadczenia. Młody człowiek potrzebuje określenia granic i norm, które pomagają porządkować świat i zapewniają poczucie bezpieczeństwa. Można osiągnąć taką równowagę zarówno przy pomocy nowoczesnych środków komunikacyjnych, jak i bez ich udziału.